wtorek, 23 lipca 2013

Recenzja: Tiny Tina's Assault on Dragon Keep



Czy Zero odnajdzie nareszcie godnego przeciwnika?
  DLC - trzy magiczne litery, które zależnie od gry potrafią zadowolić spragnionych dalszej rozgrywki lub w bezlitosny sposób udowodnić, że w tych barbarzyńskich czasach można na wszystkim zarobić. I chociaż producenci nie grasują z kijami przy gościńcach, żeby ograbić nas ze złota, to wynalazki w stylu zbroi dla konia lub odblokowania zawartości z płytki, którą kupiliśmy jako kompletną grę mogą wydawać się wręcz  beznadziejnymi próbami rabunku naszych kont. Z drugiej strony mamy przykłady DLC, które w znaczący sposób przedłużały, zmieniały oblicze skończonej już gry i bawiły lepiej niż podstawa. Gearbox ma już w tradycji wydawanie obszernych dodatków do swoich gier, pierwsze Borderlands dostało ich cztery, a obecnie kończy się powoli pierwszy sezon dodatkowej zawartości dla drugiej części gry. Do tej pory, każdy z dodatków spotkał się ze pozytywnym przyjęciem wśród graczy, a każdy weteran Borderlands 2 ma według gustu na pewno swoich faworytów. A jak z epilogiem, który długo zapowiadany jako najdłuższy i najobszerniejszy dodatek do gry, zdążył zdrowo rozpalić wyobraźnię graczy, czy jest lepszy niż poprzednie DLC? Czy przygoda tocząca się w całości w głowie Tiny Tiny (czyżby najbardziej pokręcone miejsce na Pandorze?) sprostała oczekiwaniom? Czy fabuła i setting dały radę odmienić oblicze tego znakomitego shootera?  Czy królowa zostanie ocalona, orki i krasnoludy wreszcie wybiją się nawzajem do nogi, a w lesie to nie wilki będą was chciały zjeść?

To nic, że wszystkie krasnoludy wyglądają jak Salvador.
  Na wszystkie powyższe pytania nie ma oczywistej odpowiedzi, jednak każde z nich patrząc z pewnej perspektywy zawsze ma odpowiedź. W przypadku Tiny Tina’s Assault on Dragon Keep jest to zazwyczaj: „tak, tak, TAK!!!!!” i wierzcie, że konwencja gry jak najbardziej usprawiedliwia użycie pięciu wykrzykników w tym miejscu. Niewątpliwie powierzenie scenariusza gry i dialogów takiej osobie jak Anthony Burch to największe usprawnienie jakie przeszła gra od pierwszej części; wzbogacenie świata Borderlands o nienarzucającą się narrację, głównie opartą na żartach i odniesieniach do popkultury było strzałem w dziesiątkę, a nowe postacie takie jak Tiny Tina, (grana zresztą przez siostrę Anthony’ego znaną między innymi ze świetnego HAWP) spotkały się z dużą sympatią graczy. To właśnie Tina jest narratorką podczas całej nowej przygody i ma to bardzo duży (przynajmniej na początku) wpływ na gameplay znany z Borderlands 2. Cała koncepcja polega na tym, że Tina jest mistrzem gry, a cała rozgrywka to tylko wyobrażenie papierowego RPG, w którego grają Crimson Raiders. Jednak postawienie najbardziej nieobliczalnej postaci na miejscu mistrza gry ma swoje konsekwencje i to niemałe. Pierwszy przykład z brzegu; gra stawia na drodze gracza bossa nie do zabicia, a więc mistrz gry to naprawia i zamienia na wymyślonego na szybko gościa „do zlania”. Kolejną świetną rzeczą ilustrującą nowy sposób narracji jest to, że Tina zmienia również postacie i otoczenie na żądanie graczy. W istocie są to bardzo proste skrypty na liniowej ścieżce, jednak połączone z gameplayem w stylu Borderlands i paroma głupimi, ale niewymuszonymi żartami sprawiają świetne wrażenie. Za główną ścieżką ciągnie się cała seria subquestów, które są zresztą równie naładowane żartami i parodiami z całej konwencji fantasy (zobaczycie w kogo tym razem wcielił się Claptrap). 



Nowi przeciwnicy to także nowy loot.
  Za zmianą w narracji i konwencji idzie oczywiście zmiana merytoryczna i wizualna; grafika Borderlands 2 dostała porządny lifting i zwiedzimy naprawdę ciekawe miejsca. Jest w zasadzie wszystko co powinno się znaleźć w pastiszu konwencji fantasy; las, kopalnie krasnoludzkie, majestatyczny zamek i oczywiście lochy. Nie dajcie się zmylić, jest trochę lochów, a razem z miejscami zmienili się też przeciwnicy; więc walka z chmarami szkieletów i pająków pod ziemią wieje odrobiną świeżości wśród i tak zróżnicowanej plejady dodatków do Borderlands 2. Przeciwnicy, no właśnie, to typowy kanon; wszystko co mogłoby zasiedlać wymienione wcześniej miejscówki; o szkieletach i pająkach wiecie, ale są też orki, krasnoludy, smoki, wróżki, rycerze, czarodzieje i jeszcze trochę tego wszystkiego co można wysypać z wora fantasy. Wszystko zrobione świetnie, jeśli chodzi o technikę cel shading, design zarówno postaci jak otoczenia to pierwsza klasa. Gameplay nie odstaje pod żadnym względem, nowi przeciwnicy wymagają często specjalnego traktowania i kombinowania, a na dodatek dość często się zmieniają ich rodzaje więc walka nie nuży. Jedyne co chciałoby się powiedzieć, to brak naprawdę pamiętnych bossów z których Borderlands 2 trochę słynęło, ale biorąc pod uwagę, że wcześniej było paru naprawdę świetnych to ciężko to przebić. Zresztą Assault on Dragon Keep nie jest tak naprawdę o tym, żeby przylać coraz większemu bossowi, a raczej żeby przeżyć wydarzenia z podstawy w krótszej i odświeżonej krwią krasnoludów konwencji. W prześmiewaniu fantasy rodzeństwo Burchów jest świetne, to poniekąd najbliższa humorowi Pratchetta rzecz, jaką znajdziemy w nowoczesnych grach. Plus dla fanów roleplejów: tona easter eggów z najróżniejszych tytułów. Każdemu, kto trzyma Borderlands 2 na półce polecam Tiny Tina’s Assault on Dragon Keep, za niewielką cenę, możecie zobaczyć jeden z najlepszych kawałków DLC jakie widziałem na tej generacji. A ci którzy nie grali w Borderlands 2, mogą sprawdzić całość, która zapewne tak jak część pierwsza nadejdzie kiedyś w edycji GOTY, bo to całkiem dobra gra.

 Dodatkowo w formie małego newsa: niebawem będziemy mieli możliwość zagrania w nowe fabularne DLC, które Gearbox już zapowiedziało, a jego głównym bohaterem będzie znany i lubiany pierwszej części TK Baha. Pojawi się także specjalny pack zawierający nowe wyzwania i zwiększający level cap do 71. Dodatki nie wejdą w skład season passa, jako, że od premiery już minął przynajmniej jeden pełen eksplozji, polowania na potwory, walki z robotami, nadal zadziwiająco śmiesznych questów, naprawdę długi sezon. Być może zagramy nawet w więcej rozszerzeń, a każde z nich na poziomie Tiny Tina's Assault on Dragon Keep jest naprawdę mile widziane.

Obserwatorzy