|
Czy Zero odnajdzie nareszcie godnego przeciwnika? |
DLC - trzy magiczne litery, które
zależnie od gry potrafią zadowolić spragnionych dalszej rozgrywki lub w
bezlitosny sposób udowodnić, że w tych barbarzyńskich czasach można na
wszystkim zarobić. I chociaż producenci nie grasują z kijami przy gościńcach,
żeby ograbić nas ze złota, to wynalazki w stylu zbroi dla konia lub
odblokowania zawartości z płytki, którą kupiliśmy jako kompletną grę mogą
wydawać się wręcz beznadziejnymi próbami
rabunku naszych kont. Z drugiej strony mamy przykłady DLC, które w znaczący
sposób przedłużały, zmieniały oblicze skończonej już gry i bawiły lepiej niż
podstawa. Gearbox ma już w tradycji wydawanie obszernych dodatków do swoich
gier, pierwsze Borderlands dostało ich cztery, a obecnie kończy się powoli pierwszy sezon dodatkowej zawartości dla drugiej części gry. Do tej pory, każdy z
dodatków spotkał się ze pozytywnym przyjęciem wśród graczy, a każdy weteran
Borderlands 2 ma według gustu na pewno swoich faworytów. A jak z epilogiem,
który długo zapowiadany jako najdłuższy i najobszerniejszy dodatek do gry, zdążył
zdrowo rozpalić wyobraźnię graczy, czy jest lepszy niż poprzednie DLC? Czy
przygoda tocząca się w całości w głowie Tiny Tiny (czyżby najbardziej pokręcone
miejsce na Pandorze?) sprostała oczekiwaniom? Czy
fabuła i setting dały radę odmienić oblicze tego znakomitego shootera? Czy królowa zostanie ocalona, orki i
krasnoludy wreszcie wybiją się nawzajem do nogi, a w lesie to nie wilki będą
was chciały zjeść?
|
To nic, że wszystkie krasnoludy wyglądają jak Salvador. |
Na wszystkie powyższe pytania nie
ma oczywistej odpowiedzi, jednak każde z nich patrząc z pewnej perspektywy
zawsze ma odpowiedź. W przypadku Tiny Tina’s Assault on Dragon Keep jest to zazwyczaj:
„tak, tak, TAK!!!!!” i wierzcie, że konwencja gry jak najbardziej
usprawiedliwia użycie pięciu wykrzykników w tym miejscu. Niewątpliwie
powierzenie scenariusza gry i dialogów takiej osobie jak Anthony Burch to
największe usprawnienie jakie przeszła gra od pierwszej części; wzbogacenie
świata Borderlands o nienarzucającą się narrację, głównie opartą na żartach i
odniesieniach do popkultury było strzałem w dziesiątkę, a nowe postacie takie
jak Tiny Tina, (grana zresztą przez siostrę Anthony’ego znaną między innymi ze
świetnego HAWP) spotkały się z dużą sympatią graczy. To właśnie Tina jest
narratorką podczas całej nowej przygody i ma to bardzo duży (przynajmniej na
początku) wpływ na gameplay znany z Borderlands 2. Cała koncepcja polega na
tym, że Tina jest mistrzem gry, a cała rozgrywka to tylko wyobrażenie
papierowego RPG, w którego grają Crimson Raiders. Jednak postawienie
najbardziej nieobliczalnej postaci na miejscu mistrza gry ma swoje konsekwencje i to
niemałe. Pierwszy przykład z brzegu; gra stawia na drodze gracza bossa nie do
zabicia, a więc mistrz gry to naprawia i zamienia na wymyślonego na szybko
gościa „do zlania”. Kolejną świetną rzeczą ilustrującą nowy sposób narracji jest
to, że Tina zmienia również postacie i otoczenie na żądanie graczy. W istocie
są to bardzo proste skrypty na liniowej ścieżce, jednak połączone z gameplayem
w stylu Borderlands i paroma głupimi, ale niewymuszonymi żartami sprawiają
świetne wrażenie. Za główną ścieżką ciągnie się cała seria subquestów, które są
zresztą równie naładowane żartami i parodiami z całej konwencji fantasy
(zobaczycie w kogo tym razem wcielił się Claptrap).
|
Nowi przeciwnicy to także nowy loot. |
Za zmianą w narracji i
konwencji idzie oczywiście zmiana merytoryczna i wizualna; grafika Borderlands
2 dostała porządny lifting i zwiedzimy naprawdę ciekawe miejsca. Jest w
zasadzie wszystko co powinno się znaleźć w pastiszu konwencji fantasy; las,
kopalnie krasnoludzkie, majestatyczny zamek i oczywiście lochy. Nie dajcie się
zmylić, jest trochę lochów, a razem z miejscami zmienili się też przeciwnicy;
więc walka z chmarami szkieletów i pająków pod ziemią wieje odrobiną świeżości
wśród i tak zróżnicowanej plejady dodatków do Borderlands 2. Przeciwnicy, no
właśnie, to typowy kanon; wszystko co mogłoby zasiedlać wymienione wcześniej
miejscówki; o szkieletach i pająkach wiecie, ale są też orki, krasnoludy,
smoki, wróżki, rycerze, czarodzieje i jeszcze trochę tego wszystkiego co można
wysypać z wora fantasy. Wszystko zrobione świetnie, jeśli chodzi o technikę cel
shading, design zarówno postaci jak otoczenia to pierwsza klasa. Gameplay nie
odstaje pod żadnym względem, nowi przeciwnicy wymagają często specjalnego
traktowania i kombinowania, a na dodatek dość często się zmieniają ich rodzaje
więc walka nie nuży. Jedyne co chciałoby się powiedzieć, to brak naprawdę
pamiętnych bossów z których Borderlands 2 trochę słynęło, ale biorąc pod uwagę,
że wcześniej było paru naprawdę świetnych to ciężko to przebić. Zresztą Assault
on Dragon Keep nie jest tak naprawdę o tym, żeby przylać coraz większemu
bossowi, a raczej żeby przeżyć wydarzenia z podstawy w krótszej i odświeżonej
krwią krasnoludów konwencji. W prześmiewaniu fantasy rodzeństwo Burchów jest
świetne, to poniekąd najbliższa humorowi Pratchetta rzecz, jaką znajdziemy w
nowoczesnych grach. Plus dla fanów roleplejów: tona easter eggów z najróżniejszych tytułów. Każdemu, kto trzyma Borderlands 2 na półce polecam Tiny
Tina’s Assault on Dragon Keep, za niewielką cenę, możecie zobaczyć jeden z
najlepszych kawałków DLC jakie widziałem na tej generacji. A ci którzy nie
grali w Borderlands 2, mogą sprawdzić całość, która zapewne tak jak część
pierwsza nadejdzie kiedyś w edycji GOTY, bo to całkiem dobra gra.
Dodatkowo w formie małego newsa: niebawem będziemy mieli możliwość zagrania w nowe fabularne DLC, które Gearbox już zapowiedziało, a jego głównym bohaterem będzie znany i lubiany pierwszej części TK Baha. Pojawi się także specjalny pack zawierający nowe wyzwania i zwiększający level cap do 71. Dodatki nie wejdą w skład season passa, jako, że od premiery już minął przynajmniej jeden pełen eksplozji, polowania na potwory, walki z robotami, nadal zadziwiająco śmiesznych questów, naprawdę długi sezon. Być może zagramy nawet w więcej rozszerzeń, a każde z nich na poziomie Tiny Tina's Assault on Dragon Keep jest naprawdę mile widziane.