czasem piszę o: grach, filmach, popkulturze i o tym, co myślę. przerwa to moment, w którym można napisać/przeczytać cokolwiek, na co mamy ochotę i niech tak zostanie.
O tym, co to jest content i dlaczego znowu coś napisałem
Czasami w życiu jest tak, że nie zawsze robimy to co powinniśmy. Nie pozwala nam na to napięty plan jednego dnia, potem, kolejnego i tak mogą minąć tygodnie. Nie mam na myśli podstawowych czynności służących do podtrzymania naszego życia fizycznego i społecznego, ale własne zajęcia, które dają nam przyjemność, bądź nas rozwijają w jakiś sposób. Czy właśnie, po raz kolejny, próbuję wytłumaczyć się z przerwy (notabene) w update’owaniu bloga? Nie. Czy boję się, że kiedyś zupełnie przestanę go tworzyć pod zalewem dystrakcji dnia codziennego? Nie. To do czego dążę, wkurwiając już lekko tymi pytaniami mojego czytelnika? Do bardzo prostej anegdoty, która dokładnie ujmuje dlaczego i tak coś napiszę, jeśli nie dziś, to jutro, albo za tydzień; bo krew mnie zalewa jak widzę „publikacje” wiodących polskich blogerów i reakcję biednych, zaniepokojonych lub zdezorientowanych czytelników na taką twórczość. I jak widzę coś takiego, to rwie coś człowieka w środku, tak żeby wziąć klawiaturę, napisać coś od serca albo chociaż przytrollować, bo nie idzie stać bezczynnie i patrzeć. Ale co zrobić; dyskusja pod postem już i tak wygląda jak wygląda, jeśli będę trollował albo komentował – pobudzam tylko traffic na poście lub artykule, a i tak już wystarczająco boli, że to przeczytałem.
Chciałem napisać o pisaniu po raz kolejny, tym razem w kontekście contentu, który potrafi zalać człowieka z najmniej przewidywanego kierunku; przecież sieć społecznościowa (albo specyfika web 2.0, jak kto woli) polega na tym, że widzisz co lubią twoi znajomi – ma cię zachęcić do interakcji i pokazać inne poglądy lub dyskusje na inne poglądy niż twoje. Ale możesz przy tym wyrazić swoje zdanie, pokazać co Ciebie interesuje w danej dyskusji, ewentualnie coś skrytykować – to wręcz obowiązek użytkownika, który nie stoi biernie w kącie. W tym miejscu pozwolę sobie na małą, ale jakże konieczną dygresję: cokolwiek robisz w sieci - nigdy nie używaj mowy nienawiści. Możesz, oczywiście, jak chcesz, ale sam szybko dostrzeżesz jak to wygląda, a twój komentarz lub artykuł zamiast cokolwiek wyrażać automatycznie trafi do ścieku wraz z resztą podobnych bluzgów. Bardzo dobrze ujął to niedawno Gonciarz, dlatego do reszty dygresji na temat mowy nienawiści zapraszam tu.
Wracając do tematu pisania, polskich blogerów i wątpliwej jakości materiału, który rozchodzi się wśród zhomogenizowanych użytkowników jak świeże bułeczki – nie chcę używać mowy nienawiści, ale konstruktywnie spróbować przeanalizować zjawisko i coś na podstawie tego stworzyć, przedstawić jakąś myśl – choćby samemu sobie.
Pewnych stron nie sposób uniknąć. Jeśli publikują: na pewno to zobaczysz, taki jest ich cel i tylko taki. Tematyka? Najróżniejsza: od coachingu, przez softcore dla szesnastolatek, po „bezlistośnie” realistyczne przedstawienie życia codziennego w Polsce. O czym piszą? O niczym i to nawet książki. Weźmy na warsztat „Pokolenie Ikea” – obraz polskiego społeczeństwa z perspektywy młodego, beznamiętnego pracownika wielkiej korporacji, który w założeniach ma przedstawić realia kontaktów społecznych w dzisiejszej młodej Polsce takimi jakie są: bez ubarwień, upiększania, bez litości. Czy to się udaje? Zależy czy czytelnik zastanowi się chociaż chwilę nad tym co czyta i pomyśli o efekcie osiągniętym przez niesamowicie ambitne literackie zabiegi autora. Czy możesz się odnieść do treści? Nie bardzo, ale pewnie tak ktoś tak żyje, skoro o tym tak barwnie pisze. Dlaczego w co drugim artykule pojawia się ta sama historia ze zmienionymi szczegółami? Nie wiesz, ale pewnie się tak zdarzyło jeśli już ktoś o tym książkę napisał. Ubawił cię język i forma tego co przeczytałeś? Poczytaj Hemingwaya i zobacz, ile razy trzeba napisać „kurwa” (w całej powieści), żeby czytelnik naprawdę to poczuł.
Wśród moich poprzednich publikacji znajdują się teksty na temat pisania; zachęcam w nich każdego, aby pisał o tym co naprawdę go interesuje i nie krępował się niezależnie od tematyki lub języka, które chce podjąć. I nadal (mimo wszystko) tak twierdzę. Ba, niniejszy tekst jest tego efektem – w myśl dyskusji z samym sobą oraz bliżej niezidentyfikowanymi czytelnikami mogę, w ramach tego ćwiczenia, stwierdzić co następuje – pisz, ale postaraj się napisać o czymś. I podpisuje się pod tym gość, który na co dzień pisze o grach i technologii.
content - słowo zagadkowe w kontekście polskiej sieci; czasem oznacza treść, czasem zawartość, a czasem po prostu syf
Pisanie codzienne to, prawdopodobnie, jedno z najlepszych ćwiczeń intelektualnych, jakie możemy dla siebie wybrać. Nawet, a zwłaszcza w przypadkach, jeśli nigdy wcześniej nie pisaliśmy. Moim zdaniem, dlatego, że każdy ma do napisania coś ciekawego o rzeczach, którymi się interesuje, lub o których myśli. Umiejętność pisania nie jest do tego potrzebna; co udowadniają tysiące publikacji w sieci i to, często, na poważniejszych stronach niż blogi osobiste. Z tego powodu, nie powinniśmy się przejmować poziomem naszych umiejętności pisarskich, ale, co ważne, starać się zawsze poprawiać poziom tego, co piszemy.
Wtedy, po napisaniu kilku lub kilkudziesięciu tekstów nasz warsztat zmieni się i sami możemy być zaskoczeni, jak dobrze wychodzi nam wyrażanie się w ten sposób. Najważniejsze jest to, abyśmy nie pisali tylko po to, aby pisać - starajmy się przekazać jakąś myśl albo coś opowiedzieć. Na przykład podejmijmy temat, o którym myślimy już od jakiegoś czasu i sprawdźmy jak będzie wyglądał w formie felietonu, w którym próbujemy nawiązać dyskusje z samym sobą lub postarajmy się opisać sytuację, która zapadła nam w pamięć.
Nawet, gdy nie nic nie przychodzi nam do głowy lub nie potrafimy się przekonać, że jesteśmy w stanie napisać tekst w jakiejkolwiek formie, spróbujmy sobie to udowodnić. Ja, na przykład, mam ogromny problem z listami - nigdy w życiu ich nie pisałem, a jeśli już to ograniczałem się do formalnych form, kiedy tylko musiałem napisać maila, zazwyczaj w sprawach urzędowych albo studenckich. Nigdy nie zastanowiłem się, co oprócz tego jest w stanie wyrazić list i jak wiele tracę, nie używając w ogóle tej formy, nawet elektronicznie – to bardzo przykre, ponieważ w listach rozmawiają ze sobą dwie osoby, zazwyczaj w zupełnie inny sposób niż ma to miejsce na żywo: dla wyrażenia swoich myśli lub uczuć, mogą dowolnie stylizować tekst czy zadbać o jego jakość i jasność. Dzięki temu, pisząc list możemy często uzmysłowić sobie naprawdę co chcieliśmy przekazać danej osobie, przez proces klaryfikacji, który nie miałby miejsca w rozmowie na żywo. Do dziś nie odpisałem na żaden list, który w życiu dostałem, a żałuję, bo po prostu nie wierzyłem, że umiem to zrobić. Bałem się wtedy pisać, nie wierzyłem, że mam cokolwiek do przekazania lub opowiedzenia, a w dzisiejszych czasach ciężko już o list, na który można odpowiedzieć.
Jeśli więc chcemy pisać, nic nie powinno nas zatrzymywać. Przy tworzeniu dla siebie i ćwiczeniu własnego warsztatu nie musimy się martwić się o czytelników. Chciałem zwrócić tu uwagę na popularny problem tzw. "pisania do szuflady". Nie powiem wam, że jeśli nie chcecie pokazywać swoich tekstów, to powinniście na siłę je publikować - nie; jeśli chcecie zostawić swoją twórczość dla siebie, tak też uczyńcie. Ale jeśli chcecie wyrazić się pisząc w jakiś sposób – publikujcie chociażby anonimowo, ponieważ w niektórych wypadkach, tekst jest jedynie początkiem rozmowy o jakimś problemie, a reakcja i konstruktywna dyskusja mogą pomóc rozwinąć temat, który chcieliśmy poruszyć.
W tym celu mamy do dyspozycji Internet: natychmiastowość wydawnicza na miarę każdego jest w naszym zasięgu ręki. Wcześniej napisałem felieton na przerwie o dowartościowywaniu się za pomocą pisania w sieci; ostatecznym przesłaniem tego tekstu miała być oczywista prawda, że każdy to robi i moglibyśmy się przestać za to stygmatyzować nawzajem oraz walczyć ze sobą, a spróbować jaśniej i poprawniej wyrażać o co nam chodzi. W takim wypadku kilka (kilkadziesiąt, kilkaset etc.) osób, które boją się cokolwiek stworzyć, ze względu na dziesiątki komentujących, gotowych wytknąć każdy błąd, mogłyby spróbować wyrazić się za pomocą tekstu pisanego.
Dziś, zachęcam was do tego żebyście coś napisali - do własnego codziennikarstwa. Każdy, prędzej czy później, ma chwilę wolnego czasu, którą chce zabić, a także sprawy, które chce przemyśleć. W takim wypadku poświęćcie tę chwilę i napiszcie o tym co was frapuje. Może to będzie tekst tylko dla waszych oczu, ale, nawet jeśli, to zdziwicie się jak bardzo taka forma wylania myśli czasem pomaga - taka własna, mała terapia, tylko za darmo i całkowicie we własnym zakresie.
codziennikarstwo
– termin zmyślony przez autora artykułu, mający wyrazić grafomańską potrzebę
pisania codziennie, na pozornie byle jaki temat, tak, jak czynią to setki
polskich dziennikarzy nieustannie zalewających sieć swoimi publikacjami, z
wiarą w swoje umiejętności równie niezachwianą, jak poczucie służby prawdzie
oraz „żetelności” dziennikarskiej. A - rzetelności, przepraszam najmocniej.
Zdjęcia: Lśnienie, reż. Stanley Kubrick
Zapraszamy na nasz profil na Facebooku po codzienne aktualizacje: klik.
Popkultura przez krytyków często
jest przedstawiana jako przeciwieństwo kultury wysokiej. Kiedy w kulturze
wysokiej, lub elitarnej, twórcy potrzebują lat kształcenia i doskonalenia
swojego dzieła do osiągnięcia rozgłosu, kultura popularna jest
nieprzewidywalna; jej zasady ciągle się zmieniają, a dzieła dla niej istotne
często opierają się kiczu, utartych schematach czy wykorzystywaniu wulgarności
i prostoty dla oczarowania odbiorcy. To krytyka, w której jest odrobina prawdy,
jednak nie oddaje ona, moim zdaniem, charakteru i największej z zalet kultury
popularnej – jej zaskakująca natura wynika z tego, że dyktują ją zmieniające
się oczekiwania odbiorców, w ten sposób wpływając na to, co oglądają lub czego
doświadczają. To dzięki temu akcydentalność jest tak naprawdę największą zaletą
popkultury – dzięki niej, na przykład, możemy cieszyć dziełem takim jak The
Warriors.
Nowy Jork to idealne
przedstawienie nowoczesnej wersji określenia tygiel kulturowy. W gigantycznym
mieście mieszają się przedstawiciele najróżniejszych kultur, wyznań i tradycji
społecznych. To właśnie Nowy Jork często jest postrzegany jako stolica Ameryki
pod wieloma względami będąc bardziej barwnym miastem niż Waszyngton. Nie bez
przyczyny akcja The Warriors jest osadzona właśnie w Nowym Jorku – to idealna
scena dla manifestu kulturowego, jakim jest film.
Analizując, lub chociażby
próbując ująć, fenomen popkultury jakim jest wspomniany film, można pójść w
wielu kierunkach, ponieważ pomimo pozornej prostoty i przypadkowości, której
nie można odmówić kulturze popularnej, jest to zadziwiająco skomplikowany
obraz. Obraz Nowego Jorku, w którym gangi próbują przejąć władzę. Akcja filmu
na samym początku pokazuje jak tytułowy gang Wojowników stawia się na ogromnym zebraniu
wszystkich gangów zwołanym przez Cyrusa, przywódcę jednej z największych grup
przestępczych w mieście. Cyrus zbiera przedstawicieli wszystkich gangów w
jednym celu – chce, by połączyli swoje siły, aby przejąć władzę w Nowym Jorku.
Jedna z najbardziej znanych scen filmu to właśnie monolog Cyrusa, w którym
gangster przedstawia wizję przejęcia władzy za pomocą liczb – pyta się
zebranych czy potrafią liczyć i że razem, wszystkich przestępców w mieście jest
ponad 60,000, podczas gdy siły policyjne Nowego Jorku liczą sobie tylko 20,000
funkcjonariuszy. Cyrus niestety zostaje zamordowany, a Wojownicy oskarżeni o
ten czyn przez inny gang, w związku z czym stają się najbardziej poszukiwanymi
osobami w całym Nowym Jorku, zarówno przez przestępców, jak i przez policję. W
tym wszystkim Wojownicy widzą tylko jedną możliwość: wrócić do własnej
dzielnicy, Coney Island, zachowując przy tym życie i wolność.
Wróćmy jeszcze na chwilę do sceny
zebrania prowadzonej przez Cyrusa, bo to nią chciałbym się posłużyć jako
pierwszym przykładem popierającym tezę, że The Warriors spełnia funkcję, swego
rodzaju, manifestu kulturalnego. Na zebraniu są obecni wszyscy przedstawiciele
różnych gangów, często z wielu ras i kultur, ubrani w swoje barwy gangu, w
sposoby często przerysowane i karykaturalne, dla podkreślenia wydźwięku
popkulturowego. Cyrus próbuje przekonać zebranych, że zamiast walczyć ze sobą,
co do tej pory robili, mogą być razem siłą nie do zatrzymania. To odnosi się
bezpośrednio do grup społecznych i kulturowych z którym można by identyfikować
poszczególne gangi. Niestety pomimo osiągnięcia tego, żeby zebrali się w jednym
miejscu Cyrusowi nie udaje się nic więcej, ponieważ płaci za to życiem, a zabójca
pochodzi z jednego z gangów przybyłych na miejsce. Samo w sobie to jest pewnego
rodzaju przekazem, że nie da się zebrać przedstawicieli tylu różnych grup i
zmusić ich do współpracy opartej o wizję nowej przyszłości, opartej o jedność.
Lecz jeśli to odniesiemy bezpośrednio do ujęcia konfliktów na tle kulturalnym,
okaże się, że The Warriors maluje portret człowieka kulturalnego jako
barbarzyńcy, prostego rzezimieszka pragnącego wyrazić jedynie własne zdanie. To
bardzo ciekawe ujęcie z punktu widzenia antropologicznego, ponieważ istnieje
założenie, że pomimo różnych poziomów rozwoju i kierunków, w jakich rozwijają
się kultury, proces zasadniczo przebiega podobnie, a inne nurty czy zwyczaje to
kwestia odmienności, a nie wyższości. Wobec takiego ujęcia, można zobaczyć
metaforę zebrania w The Warriors jako próbę nawiązania dyskusji w
społeczeństwie barbarzyńców kulturalnych, która toczy się dokładnie tak, jak
można by się było tego spodziewać. Na dodatek cała akcja filmu toczy się w
nocy, właśnie wtedy kiedy większość ludzi ma czas na własną działalność
społeczną i kulturalną, po pracy, w pewnym dystansie od świata zewnętrznego.
Sama policja i obcość miasta ma przedstawiać elementy systemowe w naszym życiu,
pracę, władzę czy pozory utrzymania porządku społecznego. To wszystko każdy
człowiek często kwestionuje, żyjąc własnym życiem, tak jak wyrażają to jego
przekonania i kultura, z której pochodzi lub którą wyznaje.
Losy tytułowej grupy Wojowników
są w takim razie metaforą próby przeżycia w zróżnicowanym świecie, który chce
narzucić swoje poglądy, a często nawet zabić swoją ofiarę. To bezlitosna
rzeczywistość, w której gangi są całym środowiskiem, w którym obracają się
bohaterowie filmu. Droga do domu jest dla Wojowników próbą przeżycia i
postawienia na swoim podczas, gdy niesłuszne oskarżenie czyni z nich chodzące
cele dla każdego gangu czy bandyty w mieście. Starcia z kolejnymi gangami
możemy porównać do walki, którą musi stoczyć grupa, aby bronić swojej jedności
czy nawet istnienia.
Motyw wędrówki w tym wypadku
skłania Wojowników do podróży przez dzielnice wrogich gangów. W tym dzielnicach
następują starcia, w których tytułowy gang musi bronić swojego bezpieczeństwa.
Motywy walki nie są paradoksalnie najważniejszymi w całym filmie. Oczywiście,
twórcy pokazują szereg starć i bójek, ale robią to w pewien sposób podobnie jak
Kubrick w Mechanicznej Pomarańczy, posługując się teatralną choreografią oraz
przerysowaną realizacją scen.
Jednak, nawet, jeśli weźmiemy pod
uwagę, że przedstawiciele konkretnych gangów, mogą również obrazować konkretne
grupy wewnątrz popkultury, to nie możemy pominąć jednej z, moim zdaniem,
najważniejszych scen filmu, mającej miejsce pod koniec podróży Wojowników.
Mówię tu o scenie w metrze, kiedy bohaterowie filmu są w pociągu, który wiezie
ich bezpośrednio do domu. W tej sekwencji nie pada ani jedno słowo, a jednak ma
ona potężniejszy wydźwięk niż większość dialogów z filmu. Skatowani i poobijani
Wojownicy wracają do swojej dzielnicy, są prawie w komplecie i przywodzi im
Swan, któremu towarzyszy dziewczyna, z którą wcześniej uciekał przez miasto,
Mercy. W pewnym momencie do wagonu, w którym jadą, wsiadają dwie młode pary, w
garniturach i sukniach, wracające po nocy spędzonej na mieście do domu. Czyści
i zadbani młodzi ludzie symbolizują resztę społeczeństwa, której prawdopodobnie
nie sposób odmówić kultury oraz dystynkcji. Gdy pary siadają naprzeciw Swana i
Mercy, ta po chwili wymiany spojrzeń z nowymi podróżnymi, próbuje poprawić
swoje włosy, ale jej towarzysz powstrzymuje jej rękę. W tym momencie widzimy
wzrok Mercy, który wyraża jej zaskoczenie i niezmienną, kamienną minę Swana.
Ta
scena pokazuje, że ze względu przynależności do zupełnie odmiennego kręgu
społecznego lub kulturowego, istnieją pewne różnice, ale też równość człowieka,
która zasługuje na szacunek bez względu na to skąd pochodzi, ani co robi. W
pewien sposób obraz przedstawiony tu ma bardziej ostateczny wydźwięk niż scena
finałowa, wydająca się być jedynie uzupełnieniem podróży wojowników. Równość i
prawo do różnorodności to motywy, które ciężko ująć w obrazie takim jak The
Warriors, jednak wydaje mi się, że to założenie zostało spełnione, choćby przez
scenę w pociągu.
Pisząc o popkulturze nie sposób
odnieść do stylistyki jaka, w zasadzie, tworzy ten obraz. To karykaturalne
portretowanie gangów za pomocą konkretnych uniformów, przerysowanych do granic
możliwość, razem z pełnym makijażem, będącym wyrażeniem barw grupy. Tu
przywołać możemy chociażby The Baseball Furies, gangu, którego członkowie noszą
pełne uniformy graczy baseballowych, kije, a nawet są pomalowani w identyczne
sposoby. To akcenty mające wyrazić i podkreślić kulturową (albo popkulturową) różnorodność
Nowego Jorku, tak aby widz zapamiętał charakterystyczne zdarzenia łącząc je z
miejscem albo wydarzeniem w filmie. Bardzo ważnym elementem stylistycznym The
Warriors jest również muzyka, znakomicie dobrana do wydarzeń przedstawionych w
filmie (chociażby jeden z utworów użytych w filmie pt. „Nowhere to Run”).
The Warriors jest oparte o
powieść pod tym samym tytułem z 1965 roku i jest doskonałym przykładem na
ewolucję oraz zmianę medium na potrzeby przekazy kulturowego. Film powstał w
1979 roku, dziesięć lat po kupieniu przez American International Pictures praw
do ekranizacji powieści. Obraz kinowy osiągnął ogromną popularność pomimo
skromnego budżetu 4 milionów, zarabiając ponad pięć razy tyle oraz otrzymując
od publiczności na wiele lat status filmu kultowego. Ogromne znaczenie w tym
przypadku ma obraz społeczeństwa oraz kultury amerykańskiej w tamtym okresie;
odpowiednio dla powieści środek lat 60, a dla filmu końcówkę lat 70; chodzi mi
tu przede wszystkim o wybuch nurtów kontrkulturowych w latach 60 i towarzyszącą
temu rewolucję społeczną, a także o rewolucję obyczajowo-seksualną lat 70, a
także genezę ruchów anty-wojennych (lub dzieci kwiatów, jak kto woli) mającą
miejsce na przełomie tych dwóch dekad. The Warriors jest poniekąd komentarzem
podkreślającym te dwie dekady w społeczeństwie i kulturze amerykańskiej; nie
jest to na pewno wesoła metafora, ale też wyjątkowo barwna.
Końcowym akcentem artykułu o
Wojownikach musi być gra. Otóż w 2005 roku, drobne czterdzieści lat od
powstania powieści i dwadzieścia sześć od powstania filmu, Rockstar Games opublikowało
grę, która powstała w wyniku zakupu praw do The Warriors przez firmę, która
znana jest ze stworzenia serii tytułów o kradzieży samochodów. Rockstar, a
właściwie Sam i Dan Houser, nigdy nie ukrywali swojej miłości do dziedziny
filmowej, a w związku z tym powstało, między innymi, The Warriors. To gra
oparta na filmie, będąca w dużej mierze brutalnym street-brawlerem, jednak
zachowującym najważniejsze motywy i stylistykę filmu. Została wydana na PS2 i
oceniona bardzo dobrze przez krytyków, jednak pozostała tytułem nieco niszowym,
schowanym w cieniu popularności GTA i innych pozycji wydawanych przez firmę. A
szkoda, bo jest wyjątkowo dobra i na dodatek służy jako kolejny argument do stwierdzenia
tego, że kultura żywi się sama sobą i co jakiś czas przetwarza swój materiał
źródłowy wykorzystując do tego nowe medium.
Zapraszamy na nasz profil na Facebooku po codzienne aktualizacje: klik.
The Beast that Shouted "I" at the
Heart of the World – Neon Genesis Evangelion
W 2015 roku, w zrujnowanym po Drugim Uderzeniu Tokyo-03 pojawia się Shinji Ikari, wyjątkowo zagubione dziecko, które przybywa do stolicy Japonii, aby spotkać swojego ojca.
Anxiety
Przedstawienie roku 2015 w anime pod tytułem Neon Genesis Evangelion
znacznie się różni od rzeczywistości, w której żyjemy. Zacznijmy od
wprowadzenia do historii serii, jednak proszę wziąć pod uwagę, że mimo tego
fabuła i metafory zawarte w Evangelionie mogą być wyjątkowo niejasne dla osób,
które nawet kilkukrotnie obejrzały anime oraz filmy. Po pierwsze - jednym z
najważniejszych wydarzeń dla uniwersum Evangeliona jest Drugie Uderzenie,
kataklizm mający miejsce w 2000 roku, który powoduje zmianę klimatu ziemi i
podniesie wód oceanów (znaczna część Tokio w efekcie znajduje się pod wodą) i
zwiastujący nadejście Aniołów – obcej rasy, która prawdopodobnie ma te same
korzenie, co ludzie, jednak przybywa, aby zniszczyć ludzkość i doprowadzić do
Trzeciego Uderzenia, kolejnej katastrofy, będącej nawiązaniem do biblijnej
apokalipsy. Neon Genesis Evangelion jest bowiem oparty w znacznej części na
motywach z religii chrześcijańskiej, pomieszanych sprytnie z science-fiction i
wątkami filozoficznymi (między innymi widać inspirację twórczością
Nietzschego), w efekcie czego otrzymujemy tak skomplikowany obraz, że trudno o
jednoznaczną analizę materiału, a jedyne co nam pozostaje to domysły i próby
zrozumienia tego, co autor Evangeliona, Hideaki Anno, postanowił nam przekazać.
Całość serii skupia się na walce ze wspomnianymi aniołami, jednak kiedy
weźmiemy pod uwagę treść, odniesienia religijne i filozoficzne, a także sposób
przedstawienia relacji między postaciami, otrzymamy bardzo rozbudowane,
niesamowicie dopracowane i unikalne dzieło. To właśnie najprostsza
charakteryzacja Evangeliona jaką jestem w stanie przedstawić, a ambicję twórców
oraz przekaz tego obrazu mogę jedynie porównać do doskonałości Odysei
Kosmicznej 2001 Stanleya Kubricka.
She said, “Don’t make other suffer for your personal hatred.”
Głównym bohaterem anime jest Shinji Ikari, czternastoletni chłopiec,
który zostaje postawiony przed koniecznością pilotowania gigantycznych mechów,
tytułowych Evangelionów, w celu obrony pozostałej garstki ludzkości przed
Aniołami. Nadejście Aniołów jest związane z Drugim Uderzeniem oraz zostało
przepowiedziane przez Zwoje z Morza Martwego, odnalezione na krótko przed
rokiem 2000. W celu obrony powstaje organizacja Nerv, prowadzona przez ojca
Shinjiego, Gendo Ikariego, która jest swego rodzaju grupą paramilitarną,
posługującą się Evangelionami (lub Evami), bionicznymi robotami do których
prowadzenia jest wymagany człowiek z nimi powiązany. Między Evą a pilotem
powstaje więź podobna do więzi matki z dzieckiem, pilot może ją kontrolować,
jednak sama Eva jest zdolna do autonomicznego działania, szczególnie, kiedy
prowadzący nie może powstrzymać emocji, a sama maszyna wpada w szał. Evy są
zbudowane na podobieństwo człowieka – to najpotężniejszy wytwór ludzkiej
cywilizacji, będący próbą naśladowania dzieła samego Boga, ponieważ, jest jasno
powiedziane, że Evangeliony są po części żywymi istotami odczuwającymi ból,
gniew czy rozpacz.
Knockin’ on Heavens Door
W tym wszystkim Shinji, jako główna postać zaskakuje swoją postawą,
dlatego, że nie zachowuje się tak, jak przystało na wybrańca do ratowania
świata – jest zwykłym rozżalonym chłopcem, który w wieku 14 lat przeżywa to, co
jego rówieśnicy i nie ma ochoty na walkę z mitycznymi gigantami, jakimi są
Anioły. Jedyne co czuje w obliczu tego nierealnego konfliktu to strach oraz
nienawiść do samego siebie za własne tchórzostwo. W najcięższych momentach
pomagają Shinjiemu ludzie dookoła niego, ci, którzy mają z nim pracować i
opiekować się nim. Shinji bowiem nie jest jedynym pilotem Evangelionów, oprócz
niego w NERV służy również tajemnicza Rei, a później pojawia się bezczelna i ekstrawertyczna
Asuka. Ponadto, młodym Ikarim opiekuje się jego przełożona Misato Katsuragi, u
której chłopak (a także później Asuka) pomieszkuje. Fabuła anime, oprócz bardzo
dużego nacisku położonego na rozwój i przedstawienie postaci, oraz relacji
między nimi, w obliczu postapokaliptycznej rzeczywistości, skupia się na walce
z Aniołami, próbie zapobiegnięcia Trzeciemu Uderzeniu, a także prawdziwym celom
przyświecającym ojcu Shinjiego, Gendo oraz organizacji SEELE, która niejako z
ukrycia kieruje poczynaniami zarówno NERVu, jak i całego rządu japońskiego.
An Unfamiliar Ceiling
Chciałbym się skupić na jednej z najważniejszych scen Evangeliona,
sekwencji z dwudziestego szóstego epizodu anime, przedstawionej jako
introspekcja Shinjiego Ikariego. Scena ta pokazuje wewnętrzny dialog bohatera
na temat jego miejsca w świecie i własnej tożsamości, bardzo ważnych tematów,
które podejmuje Neon Genesis Evangelion. Na początku widzimy człowieka
(Shinjiego) pozostawionego samemu sobie w pustej, niczym nie ograniczonej
przestrzeni. Jest sam, nie wie co ma robić, a to powoduje w nim lęk, poczucie
dyskomfortu. A więc pojawia się ziemia symbolizująca świat, pokazująca, że
otoczenie pomaga nam się odnaleźć, ale równocześnie nakłada ograniczenia na
nasz byt – sprowadza nas do ograniczonego układu. Zatem tracimy wolność na
rzecz komfortu, ale bez niego nie bylibyśmy w stanie działać, czyli poniekąd
utrata wolności jest naszym pierwszym narzuconym wyborem, dla naszego własnego
dobra. W ograniczonym układzie, jakim jest świat w którym funkcjonujemy możemy
poruszać się – dzięki naszej wolnej woli jesteśmy w stanie pójść i zrobić
cokolwiek chcemy, jednak tylko w obrębie otoczenia, w którym funkcjonujemy. Każda zmiana, narzucana nam przez świat, poza stworzeniem układu odniesienia,
powoduje również nasz dyskomfort, ale tym razem bierze się on z faktu, że nie
jesteśmy w stanie kontrolować zmian ze względu na dualne postrzeganie
rzeczywistości – z naszego punktu widzenia świat istnieje w nas, ale
jednocześnie to my istniejemy i funkcjonujemy w świecie, co powoduje naszą
nieskończoną konfrontację z samym sobą, tak samo jak konfrontujemy się z
otoczeniem. Zmiana w nas płynie albo z zewnątrz, przez konieczność dostosowania
się, albo z wewnątrz, z naszych własnych myśli i decyzji podjętych na podstawie
informacji, które dostarcza nam świat zewnętrzny. Ponieważ wszystko, co nas
otacza, a w szczególności ludzie, służy do tego, abyśmy byli w stanie określić
własne ja – wyobrazić sobie samego siebie jako człowieka funkcjonującego w
kontekście większej jedności. Ale skoro to wszystko to tylko obrazy w naszej
głowie, to może otoczenie zewnętrzne jest równe naszemu ja: do istnienia
potrzebujemy innych, żeby być w stanie przejrzeć się w ich oczach i ocenić czy
życie jest subiektywnym doświadczeniem, które równie dobrze może być ciągiem
naszych myśli, czy może bierzemy udział w życiu, jako dużo większej jedności i
jesteśmy tylko częścią całości. Bez innych nie byłoby ja, co jest w zasadzie
konkluzją całego przesłania Evangeliona.
I need a reason to exist
Ma to ogromne znaczenie w kontekście charakteru i poczynań Shinjiego –
główny bohater często postępuje samolubnie, jest przerażony oraz uwielbia
uciekać, odcinać się od innych, podczas gdy, zdaje się, że cała ludzkość
potrzebuje tylko jego. Jest to pokazane w piękny sposób za pomocą relacji z
jedną z głównych bohaterek, Rei. Jest ona zupełnym przeciwieństwem Shinjiego;
nie boi się, jest w zasadzie cały czas samotna, co wynika z jej sytuacji, a
ponadto wydaje się dużo doroślejsza od młodego Ikariego. Spotkania między
dwójką zazwyczaj przebiegają w bardzo nieprzewidywalne sposoby, ze względu na
to, jak bardzo się różnią, jednak ich relacja definiuje w dużej części całego
Evangeliona. Pomimo tego, że Rei jest pokazana jako bardzo małomówna i
zdystansowana osoba, jedynym człowiekiem na świecie, który potrafi wyprowadzić
ją z równowagi jest Shinji, jednak tylko on stara się zrozumieć i towarzyszyć
Rei, pomimo bycia przez nią odrzucanym. Gdyby ująć postać Rei z perspektywy
całej serii, to jest to jedyna osoba z którą Shinji jest blisko z własnego
wyboru i bardzo wyraźnie widać, że ją kocha (pamiętna sekwencja ratowania Rei,
kiedy młody Ikari decyduje się na walkę tylko ze względu na jej życie). Jednak
z jej strony ta relacja wygląda inaczej; Rei jest bardzo samotna, a jedyna
rzecz, która nadaje celu jej życiu to prowadzenie Evangeliona oraz służenie
ojcu Shinjiego, Gendo. Sam Shinji nienawidzi swojego ojca, ma problemy z tym,
że jest zmuszany do pilotażu Evangelionów – jasno określa, że tego nie chce,
nawet jeśli ma ocalić ludzkość i czuje się po prostu wykorzystywany. Świetną
ilustracją tego jest scena, w której Rei policzkuje Shinjiego za tchórzostwo
wypominając mu, że jest synem Gendo i sugerując tym samym, że w obliczu
poświęcenia jego ojca (oraz jej) w walce z Aniołami, zachowuje się jak
nieodpowiedzialne, rozkapryszone dziecko.
A human work
Wyjątkowo ważnym elementem Neon Genesis Evangelion są relacje między
dzieckiem, a matką. Podsumowaniem sceny introspektywnej, którą wcześniej
opisywałem, jest wniosek płynący od samego Shinjiego i jego konfrontacji z
poglądami na temat otaczającej go rzeczywistości: określamy swoje ja przez
kontakt i obserwację innych – pierwszym człowiekiem, którego spotkamy na drodze
naszego życia jest, zaraz po urodzeniu, matka. To ona jest symbolem innych
ludzi, to dotyk matki ma za zadanie uświadomić nam, że nie jesteśmy sami, a
także że jesteśmy na zawsze ograniczeni i zamknięci w obrębie własnego ciała, a
jedyne co pozwala nam określić jego granice to kontakt z innym człowiekiem.
Osoby mające styczność z psychoanalizą i twórczością Freuda wiedzą, że są to
podstawy Freudowskiej teorii mówiącej o genezie i zachowaniu własnego ja w
obliczu funkcjonowania w świecie złożonym z innych ludzi. Nasze problemy,
kompleksy i ból biorą się często z zaburzeń postrzegania samego siebie przez
dysfunkcjonalnych kontaktów z innymi, a próby poradzenia sobie często wiążą się
z wyborem ucieczki, która tylko pogarsza nasz stan, zostawiając nas samych bez
możliwości racjonalnej oceny swojego zachowania.
Hedgehog’s Dilemma
Dzieło Hideakiego Anno jest nieprzebranym źródłem do rozważań o tożsamości,
relacjach z innymi ludźmi, motywach religijnych i filozoficznych, a także o takich
dziedzinach jak psychoanaliza. Wobec ogromu przekazu oraz dzięki niesamowicie
poważnemu podejściu do tematu, Neon Genesis Evangelion pozostaje w mojej ocenie
jednym z najlepszych wytworów kultury japońskiej animacji; z pewnością takim, z
którym każdy, kto chociaż odrobinę interesuje się i darzy sympatią anime
powinien się zapoznać. Ponieważ warto czasem pomyśleć oraz przekonać się jak
serial robiący wrażenie kolejnej mech-dramy osiągnął więcej niż wiele bardziej
ambitnych obrazów, a ostatecznie najlepiej się sprawdza jako
psychologiczno-filozoficzna przypowieść o przeznaczeniu i bólu istnienia
człowieka w życiu, w którym uczestniczymy wszyscy w taki sam sposób, czasem odrzucając
wszystko, aby określić własną tożsamość, nawet w obliczu całkowitej zagłady.
Tytuły akapitów zostały zaczerpnięte z nazw poszczególnych odcinków. Temat Rebuild of Evangelion postaram się poruszyć niebawem. Jestem świadomy, że tytuł artykułu można czytać w oryginale też jako: Beast Who Shouted "Love" at the Heart of the World, ze względu na to, że słowa te są w japońskim homonimami, co jest celowym zabiegiem Hideakiego Anno. Pomyślcie o tym. Dziękuję za uwagę.
Zapraszamy na nasz profil na Facebooku po codzienne aktualizacje: klik.