The World is Yours – Człowiek z blizną
Scarface, gdyby wychodził dziś,
miałby bardzo ciężki start. Film to remake oryginalnego obrazu o tytule
Człowiek z Blizną z 1932 roku, który z kolei powstał w oparciu o powieść
Armitage’a Traila inspirowaną życiem i historią Ala Capone. Na szczęście w
latach osiemdziesiątych ludzie nie byli uczuleni jeszcze na słowo remake, a
zmiana realiów rządzących kinem od lat trzydziestych spowodowała, że obraz
okazał się wyjątkowo kontrowersyjny. Dziś - mało kto pamięta, jakim szokiem dla
niektórych była nowa wersja filmu opowiadającego o Tonym Montanie.
I always tell the truth. Even when I lie.
Historię Człowieka z Blizną zna
każdy, kto choć odrobinę kocha kino. A zwłaszcza kino gangsterskie. To, pod
pewnymi względami, bardzo niegodziwy gatunek zamykający schematy w gotowych
kliszach, których użycia spodziewa się publika za każdym razem, gdy siada do
obejrzenia kolejnego filmu z tego gatunku. Jednocześnie oczekują nowości,
świeżości i wniesienia czegoś nowego do skostniałej, przez wspomniane klisze,
dziedziny. Widzowie oczekują, również, konkretnych postaci i motywów nimi
kierujących – najlepiej, żeby główny bohater był draniem, ale takim, którego da
się pokochać. Albo żeby nie był zły, ale świat go zmusza do bycia złym i na tym
polega jego tragedia (to klisza dużo bardziej obszerna niż cały gatunek filmów
gangsterskich, a tu udowadniam, że nawet Kubrick musiał się z nią zmierzyć).
Kiedy Brian DePalma pierwszy raz pokazał Człowieka z Blizną, część widowni była
oburzona. Byli tacy, którzy ze względu na język i stylistykę filmu odrzucili go
kompletnie, a byli tacy, którzy nawet wychodzili z sali kinowej w środku pokazu
(podczas sceny z piłą). Znana jest wypowiedź Martina Scorsese, który w trakcie
pierwszego pokazu powiedział do ekipy odpowiedzialnej za film – „Jesteście
świetni – ale bądźcie przygotowani na to, że Hollywood znienawidzi wasz obraz…
Bo jest o nich.”. W kontekście tego stwierdzenia, chciałem tylko zaznaczyć, że
Brian DePalma przy kręceniu Scarface posłużył się językiem naturalnym
kina gangsterskiego, jednak czyniąc to w sposób brutalny oraz bezpośredni i
starając zerwać z kliszami (lub chociaż je adekwatnie skomentować), które
mogłyby tylko zepsuć odbiór jego dzieła.
W piękny sposób działania i
historia Tony’ego Montany jest wyrażeniem tej idei, zamykając film w całość i wchodząc
miejscami w rolę społecznego komentarza. Tony od początku filmu zachowuje się
nietypowo jak na bohatera gangsterskiej epopei: jest prostakiem, rządzi nim
chęć zarobku i nie liczy się z niczym co mogłoby mu stanąć na drodze – jest gotowy
na wszystko, a widz może czuć do niego odrazę. Uciekając z Kuby wraz z innymi
uchodźcami trafia do Małej Havany, piekła, które musi przeżyć, żeby mieć swoją
szansę na spełnienie amerykańskiego snu. Trudno określić, czy za motywacją Tony’ego
stoi jego własne żądanie zysku i nikczemność, czy obraz konsumpcyjnej Ameryki
końca dwudziestego wieku oraz ciężkie doświadczenia z Kuby. Do tego dochodzi
chęć pomocy własnej rodzinie, jednak starcie z rodzinnymi wartościami kończy
się jasną oceną działań Tony’ego, która najpierw zostaje sformułowana przez
jego matkę, a potem niejako przez sam przebieg wydarzeń.
Trudno lubić takiego człowieka, a
tym bardziej utożsamiać się z nim w jakikolwiek sposób, ale na tym polega
geniusz filmu DePalmy – Tony jest alegorią sumy wszystkich żądań i strachów
przeciętnego człowieka, któremu jednak, w tym wypadku nic nie stoi na drodze,
aby sięgnąć po to, czego chce. Walczy o przeżycie i pokłada nadzieję we władzy
oraz pieniądzach, jednak koniec jego drogi nie różni się niczym od końca
szarego człowieka – czeka tam po prostu śmierć. W tym wszystkim Montana
niejednokrotnie wyraża swoją wściekłość i rozczarowanie resztą społeczeństwa:
widzi w nich tchórzy, tak samo złych jak on, którzy po prostu ukrywają się i
nie mają wystarczająco dużo odwagi, żeby zrobić to co chcą, a jednocześnie
pokazują palcami tych, co się na to zdobywają i mówią o nich „bandyci”.
Dokładnie tak samo było z podejściem do obrazu DePalmy, a dobitnie pokazuje nam
to scena w restauracji, podczas której Tony dostaje jednego ze swoich napadów wściekłości
widząc reakcję ludzi na jego zachowanie oraz obecność w tym miejscu. To oni
potrzebują jego, aby odwrócić uwagę od siebie i jasno określić wyobrażoną
granicę między dobrem, a złem, nie odnosząc się tym samym do prawdy (i
kłamstwa) o ludzkim życiu.
So say good night to the bad guy!
W całym swoim działaniu Tony
nigdy nie pokazuje strachu. Co więcej, celowo robi głupie (lub odważne, zależy
od punktu widzenia oczywiście) rzeczy, aby udowodnić sobie do czego jest zdolny, a czasem także po to, żeby przeżyć. Bo tak naprawdę, to nie chciwość czy zło, kierują
Tonym, ale ostatecznie jest to chęć przeżycia. Niesamowitym wątkiem
ilustrującym to, jest związek Montany z Elvirą, początkowo żoną jego
przełożonego w organizacji do której należy, a później jego kobietą. Trudno
znaleźć większą ambicję w życiu Tony’ego niż zdobycie Elviry, jednak, mimo
pozorów, nie ma to wiele wspólnego z pieniędzmi i statusem. Podczas pierwszego
spotkania Tony’ego z Elvirą, ta dobitnie mu tłumaczy, że jest on ostatnim
człowiekiem na ziemi, z którym mogłaby mieć cokolwiek wspólnego. Pomimo tego, Tony
nie wydaje się odrzucony lub zniechęcony, a jedynie jego ambicja zostaje
rozbudzona. Nie można ocenić, czy to jedyny powód wyboru akurat Elviry,
dlatego, że zbyt szybko sytuacja zmienia zarówno samego Tony’ego jak i jego
wybrankę, a wystawny ślub, pieniądze czy w końcu góry kokainy udowadniają tylko
to, że człowiek pozostanie człowiekiem i nie zmieni tego żadne z powyższych. W
jedynym przypadku, gdy widzimy w Człowieku z Blizną rezygnację Tony’ego, ma to miejsce
podczas jednego z jego ostatnich starć z Elvirą, podczas którego zarzuca jej
bezpłodność ze względu na uzależnienie od kokainy oraz tłumaczy, że wszystko co
zdobył, zdobył własną pracą, próbując nawiązać do odległego, wówczas, konceptu
szczęścia czy spełnienia. To jedyny moment w którym widzimy, że szaleństwo i
wściekłość Montany, to nie są jego jedyne cechy, oraz, że być może liczył w tym
wszystkim na szczęśliwe zakończenie. Albo przynajmniej takie, które w efekcie
dałoby życie, zamiast je odebrać.
Historia prostego bandziora z
Kuby tak bardzo nie pasuje do wszystkiego co napisałem w ostatnim akapicie. Niektórzy
pomyślą, że to niedorzeczne. A co ze sloganem; motywem przewodnim filmu, który
robi na Tony’m takie wrażenie, że do końca towarzyszy mu w najważniejszych
momentach – The World is Yours? To piękna metafora, która może być uznana za
bezpośrednie nawiązanie do motywu amerykańskiego snu, choć oczywiście, można
zastanowić się jakiego świata chciał Tony, a jakiego Tony’ego chciał świat. Czy
to tak naprawdę robił to co chciał i realizował swój bezwzględny cel, czy dał
się złapać swojemu życiu, zasiadając na szczycie zbudowanym ze złota, kokainy,
paranoi oraz samotności, tylko dlatego, że ktoś tam musiał zasiąść.
Zapraszamy na nasz profil na Facebooku po codzienne aktualizacje: klik.
Zapraszamy na nasz profil na Facebooku po codzienne aktualizacje: klik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
masz ochotę coś napisać? napisz.