poniedziałek, 7 września 2015

The World is Yours – Człowiek z blizną


The World is Yours – Człowiek z blizną



Scarface, gdyby wychodził dziś, miałby bardzo ciężki start. Film to remake oryginalnego obrazu o tytule Człowiek z Blizną z 1932 roku, który z kolei powstał w oparciu o powieść Armitage’a Traila inspirowaną życiem i historią Ala Capone. Na szczęście w latach osiemdziesiątych ludzie nie byli uczuleni jeszcze na słowo remake, a zmiana realiów rządzących kinem od lat trzydziestych spowodowała, że obraz okazał się wyjątkowo kontrowersyjny. Dziś - mało kto pamięta, jakim szokiem dla niektórych była nowa wersja filmu opowiadającego o Tonym Montanie.


I always tell the truth. Even when I lie.


Historię Człowieka z Blizną zna każdy, kto choć odrobinę kocha kino. A zwłaszcza kino gangsterskie. To, pod pewnymi względami, bardzo niegodziwy gatunek zamykający schematy w gotowych kliszach, których użycia spodziewa się publika za każdym razem, gdy siada do obejrzenia kolejnego filmu z tego gatunku. Jednocześnie oczekują nowości, świeżości i wniesienia czegoś nowego do skostniałej, przez wspomniane klisze, dziedziny. Widzowie oczekują, również, konkretnych postaci i motywów nimi kierujących – najlepiej, żeby główny bohater był draniem, ale takim, którego da się pokochać. Albo żeby nie był zły, ale świat go zmusza do bycia złym i na tym polega jego tragedia (to klisza dużo bardziej obszerna niż cały gatunek filmów gangsterskich, a tu udowadniam, że nawet Kubrick musiał się z nią zmierzyć). Kiedy Brian DePalma pierwszy raz pokazał Człowieka z Blizną, część widowni była oburzona. Byli tacy, którzy ze względu na język i stylistykę filmu odrzucili go kompletnie, a byli tacy, którzy nawet wychodzili z sali kinowej w środku pokazu (podczas sceny z piłą). Znana jest wypowiedź Martina Scorsese, który w trakcie pierwszego pokazu powiedział do ekipy odpowiedzialnej za film – „Jesteście świetni – ale bądźcie przygotowani na to, że Hollywood znienawidzi wasz obraz… Bo jest o nich.”. W kontekście tego stwierdzenia, chciałem tylko zaznaczyć, że Brian DePalma przy kręceniu Scarface posłużył się językiem naturalnym kina gangsterskiego, jednak czyniąc to w sposób brutalny oraz bezpośredni i starając zerwać z kliszami (lub chociaż je adekwatnie skomentować), które mogłyby tylko zepsuć odbiór jego dzieła. 


W piękny sposób działania i historia Tony’ego Montany jest wyrażeniem tej idei, zamykając film w całość i wchodząc miejscami w rolę społecznego komentarza. Tony od początku filmu zachowuje się nietypowo jak na bohatera gangsterskiej epopei: jest prostakiem, rządzi nim chęć zarobku i nie liczy się z niczym co mogłoby mu stanąć na drodze – jest gotowy na wszystko, a widz może czuć do niego odrazę. Uciekając z Kuby wraz z innymi uchodźcami trafia do Małej Havany, piekła, które musi przeżyć, żeby mieć swoją szansę na spełnienie amerykańskiego snu. Trudno określić, czy za motywacją Tony’ego stoi jego własne żądanie zysku i nikczemność, czy obraz konsumpcyjnej Ameryki końca dwudziestego wieku oraz ciężkie doświadczenia z Kuby. Do tego dochodzi chęć pomocy własnej rodzinie, jednak starcie z rodzinnymi wartościami kończy się jasną oceną działań Tony’ego, która najpierw zostaje sformułowana przez jego matkę, a potem niejako przez sam przebieg wydarzeń. 

 

Trudno lubić takiego człowieka, a tym bardziej utożsamiać się z nim w jakikolwiek sposób, ale na tym polega geniusz filmu DePalmy – Tony jest alegorią sumy wszystkich żądań i strachów przeciętnego człowieka, któremu jednak, w tym wypadku nic nie stoi na drodze, aby sięgnąć po to, czego chce. Walczy o przeżycie i pokłada nadzieję we władzy oraz pieniądzach, jednak koniec jego drogi nie różni się niczym od końca szarego człowieka – czeka tam po prostu śmierć. W tym wszystkim Montana niejednokrotnie wyraża swoją wściekłość i rozczarowanie resztą społeczeństwa: widzi w nich tchórzy, tak samo złych jak on, którzy po prostu ukrywają się i nie mają wystarczająco dużo odwagi, żeby zrobić to co chcą, a jednocześnie pokazują palcami tych, co się na to zdobywają i mówią o nich „bandyci”. Dokładnie tak samo było z podejściem do obrazu DePalmy, a dobitnie pokazuje nam to scena w restauracji, podczas której Tony dostaje jednego ze swoich napadów wściekłości widząc reakcję ludzi na jego zachowanie oraz obecność w tym miejscu. To oni potrzebują jego, aby odwrócić uwagę od siebie i jasno określić wyobrażoną granicę między dobrem, a złem, nie odnosząc się tym samym do prawdy (i kłamstwa) o ludzkim życiu. 





So say good night to the bad guy!


W całym swoim działaniu Tony nigdy nie pokazuje strachu. Co więcej, celowo robi głupie (lub odważne, zależy od punktu widzenia oczywiście) rzeczy, aby udowodnić sobie do czego jest zdolny, a czasem także po to, żeby przeżyć. Bo tak naprawdę, to nie chciwość czy zło, kierują Tonym, ale ostatecznie jest to chęć przeżycia. Niesamowitym wątkiem ilustrującym to, jest związek Montany z Elvirą, początkowo żoną jego przełożonego w organizacji do której należy, a później jego kobietą. Trudno znaleźć większą ambicję w życiu Tony’ego niż zdobycie Elviry, jednak, mimo pozorów, nie ma to wiele wspólnego z pieniędzmi i statusem. Podczas pierwszego spotkania Tony’ego z Elvirą, ta dobitnie mu tłumaczy, że jest on ostatnim człowiekiem na ziemi, z którym mogłaby mieć cokolwiek wspólnego. Pomimo tego, Tony nie wydaje się odrzucony lub zniechęcony, a jedynie jego ambicja zostaje rozbudzona. Nie można ocenić, czy to jedyny powód wyboru akurat Elviry, dlatego, że zbyt szybko sytuacja zmienia zarówno samego Tony’ego jak i jego wybrankę, a wystawny ślub, pieniądze czy w końcu góry kokainy udowadniają tylko to, że człowiek pozostanie człowiekiem i nie zmieni tego żadne z powyższych. W jedynym przypadku, gdy widzimy w Człowieku z Blizną rezygnację Tony’ego, ma to miejsce podczas jednego z jego ostatnich starć z Elvirą, podczas którego zarzuca jej bezpłodność ze względu na uzależnienie od kokainy oraz tłumaczy, że wszystko co zdobył, zdobył własną pracą, próbując nawiązać do odległego, wówczas, konceptu szczęścia czy spełnienia. To jedyny moment w którym widzimy, że szaleństwo i wściekłość Montany, to nie są jego jedyne cechy, oraz, że być może liczył w tym wszystkim na szczęśliwe zakończenie. Albo przynajmniej takie, które w efekcie dałoby życie, zamiast je odebrać.


Historia prostego bandziora z Kuby tak bardzo nie pasuje do wszystkiego co napisałem w ostatnim akapicie. Niektórzy pomyślą, że to niedorzeczne. A co ze sloganem; motywem przewodnim filmu, który robi na Tony’m takie wrażenie, że do końca towarzyszy mu w najważniejszych momentach – The World is Yours? To piękna metafora, która może być uznana za bezpośrednie nawiązanie do motywu amerykańskiego snu, choć oczywiście, można zastanowić się jakiego świata chciał Tony, a jakiego Tony’ego chciał świat. Czy to tak naprawdę robił to co chciał i realizował swój bezwzględny cel, czy dał się złapać swojemu życiu, zasiadając na szczycie zbudowanym ze złota, kokainy, paranoi oraz samotności, tylko dlatego, że ktoś tam musiał zasiąść. 






Zapraszamy na nasz profil na Facebooku po codzienne aktualizacje: klik.   


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

masz ochotę coś napisać? napisz.

Obserwatorzy