Najlepsi z najlepszych – trzy filmy Quentina Tarantino, które zmieniły popkulturę
Nowa zapowiedź Hateful
Eight przypomniała światu, że Tarantino nadal tworzy filmy. Jak można
wywnioskować z tytułu, to już ósmy obraz reżysera, o którym się mówi (a konkretniej:
Peter Bogdanovich mówi), że jest najbardziej wpływowym twórcą swojego pokolenia.
Pierwszy pełnometrażowy film w karierze
Quentina to Wściekłe Psy, obraz, który jak w przypadku większości obrazów tego
twórcy trudno określić pod względem przynależności gatunkowej. To w takim samym
stopniu thriller, jak i czarna komedia, na dodatek stanowiąca doskonały
komentarz do ówczesnej popkultury. Wściekłe Psy są postrzegane jako jeden z
najbardziej wpływowych filmów alternatywnych, który złamał schemat niszowości
obrazów niezależnych i stał się kultową pozycją wśród miłośników kina i
popkultury na całym świecie. Obraz przedstawia historię napadu, który toczy się
zupełnie inaczej niż planują to jego wykonawcy. Na dodatek w grupie przestępców
są jednostki gotowe zrobić wszystko aby zagarnąć cały łup, a także policyjna
wtyczka. Cały koncept filmu opiera się na założeniu, że część gangu ginie już w
trakcie skoku, a reszta nie ma pojęcia kto jest kim, podejrzewając się
wzajemnie o zdradę lub donosicielstwo.
Całość kończy się adekwatnie krwawo i śmiesznie dla filmów Tarantina, oferując widzowi doświadczenie znane poniekąd z gatunku noir lub tanich nowel kryminalnych. Reakcja krytyki oraz publiczności na film była wyjątkowo pozytywna, pokazując uznanie dla wyjątkowego początku twórczości nowego reżysera, a także pomagając kilku aktorom w debiucie (między innymi Steve’owi Buscemi czy Timowi Rothowi). Co ciekawe Quentin Tarantino jako ostateczną inspirację dla swojego filmu wymienia jeden z klasycznych tytułów noir autorstwa Stanleya Kubricka: Zabójstwo z 1956, który opowiada historię napadu na zakłady wyścigów konnych i rozpad grupy walczącej zaciekle z różnych powodów o to, kto położy ręce na łupie, podczas gdy policja depcze im po piętach. Dla każdego, kto zobaczy oba filmy będzie jasny wpływ obrazu Kubricka na Wściekłe Psy, da się nawet wyczuć podobny wydźwięk czarnego humoru obecnego u obu twórców. Debiut Quentina dał mu wiele możliwości, co zaowocowało kolejnym filmem po dwóch latach.
Całość kończy się adekwatnie krwawo i śmiesznie dla filmów Tarantina, oferując widzowi doświadczenie znane poniekąd z gatunku noir lub tanich nowel kryminalnych. Reakcja krytyki oraz publiczności na film była wyjątkowo pozytywna, pokazując uznanie dla wyjątkowego początku twórczości nowego reżysera, a także pomagając kilku aktorom w debiucie (między innymi Steve’owi Buscemi czy Timowi Rothowi). Co ciekawe Quentin Tarantino jako ostateczną inspirację dla swojego filmu wymienia jeden z klasycznych tytułów noir autorstwa Stanleya Kubricka: Zabójstwo z 1956, który opowiada historię napadu na zakłady wyścigów konnych i rozpad grupy walczącej zaciekle z różnych powodów o to, kto położy ręce na łupie, podczas gdy policja depcze im po piętach. Dla każdego, kto zobaczy oba filmy będzie jasny wpływ obrazu Kubricka na Wściekłe Psy, da się nawet wyczuć podobny wydźwięk czarnego humoru obecnego u obu twórców. Debiut Quentina dał mu wiele możliwości, co zaowocowało kolejnym filmem po dwóch latach.
Jeśli znacie osobę, która nie wie
absolutnie nic o kinie, zapytajcie ją o Pulp Fiction. Jest duża szansa, że to
jeden z niewielu tytułów jakie kojarzy (poza Obywatelem Kane’m, oczywiście),
dlatego, że obraz ten wstrząsnął całą popkulturą w takim stopniu, że do dziś w
grach, filmach, książkach, komiksach, serialach i w każdej twórczości mającej
cokolwiek wspólnego z kulturą popularną, twórcy korzystają z cytatów pochodzących
właśnie z Pulp Fiction (jeden z ostatnich przypadków przeze mnie zauważonych: linijka
„Zed zszedł” obecna w… Wiedźminie 3). Film Quentina Tarantino z 1994 roku do
dziś jest tak wpływowy, że żarty i określenia z niego przeszły do mowy
potocznej w językach takich jak nasz. Kiedy Tarantino kręcił Pulp Fiction
starał się stworzyć obraz wyrażający go jeszcze lepiej niż Wściekłe Psy, będące
niejako hołdem dla klasyki noir.
Tym razem jego film był wyjątkowo nowoczesny; reżyser postanowił zrezygnować z chronologii zdarzeń na rzecz epizodycznego opowiadania historii w taki sposób jak chciał, mieszając ze sobą postaci i wątki prowadzące do niespodziewanego finału. Nowy eklektyczny styl pisania oraz kręcenia miał odnosić się do tanich nowel sensacyjnych, w których bohaterowie zachowywali się oraz mówili w przerysowany sposób, aby podkreślić kiczowaty styl popularnych kryminałów. Pulp Fiction jest pomnikiem dla postmodernistycznego, popkulturowego nurtu w kinie, który zdobył w latach 90 takie uznanie, że amerykańska Akademia Filmowa nominowała go do siedmiu Oscarów, wręczając w ostateczności tylko jeden – za najlepszy oryginalny scenariusz. Film stał się ikoną lat dziewięćdziesiątych i po raz kolejny pomógł w cudowny sposób aktorom wybranym przez Tarantina do głównych ról; John Travolta powrócił dzięki niemu do głównego nurtu filmowego, podobnie jak Samuel L. Jackson, a kariera Umy Thurman ekspolodowała czyniąc z aktorki gwiazdę. Po nakręceniu Pulp Fiction Quentin miał środki i uznanie pozwalające kręcić mu niemal wszystko co mu się zamarzy.
Tym razem jego film był wyjątkowo nowoczesny; reżyser postanowił zrezygnować z chronologii zdarzeń na rzecz epizodycznego opowiadania historii w taki sposób jak chciał, mieszając ze sobą postaci i wątki prowadzące do niespodziewanego finału. Nowy eklektyczny styl pisania oraz kręcenia miał odnosić się do tanich nowel sensacyjnych, w których bohaterowie zachowywali się oraz mówili w przerysowany sposób, aby podkreślić kiczowaty styl popularnych kryminałów. Pulp Fiction jest pomnikiem dla postmodernistycznego, popkulturowego nurtu w kinie, który zdobył w latach 90 takie uznanie, że amerykańska Akademia Filmowa nominowała go do siedmiu Oscarów, wręczając w ostateczności tylko jeden – za najlepszy oryginalny scenariusz. Film stał się ikoną lat dziewięćdziesiątych i po raz kolejny pomógł w cudowny sposób aktorom wybranym przez Tarantina do głównych ról; John Travolta powrócił dzięki niemu do głównego nurtu filmowego, podobnie jak Samuel L. Jackson, a kariera Umy Thurman ekspolodowała czyniąc z aktorki gwiazdę. Po nakręceniu Pulp Fiction Quentin miał środki i uznanie pozwalające kręcić mu niemal wszystko co mu się zamarzy.
Trzecią i ostatnią pozycją w tym
artykule jest Kill Bill, jako całość. Pomiędzy Kill Billem, a Pulp Fiction
Tarantino nakręcił jeszcze film Jackie Brown, będący ukłonem w stronę odrobinę
bardziej klasycznego kina kryminalnego, jednak zachowujący charakterystyczny
styl twórcy. Potem nadeszła kolej obrazu w którym główną rolę zagrała Uma
Thurman. Quentin Tarantino jako jeden z niewielu reżyserów i pisarzy traktuje
kobiety w swoich filmach na równi z mężczyznami, jeśli chodzi o podział i dopracowanie
ról pierwszoplanowych. Ponieważ współpraca z Umą na planie Pulp Fiction
zakończyła się sukcesem, a sam Tarantino podziwiał jej rolę nie trzeba było
długo czekać, aż reżyser napisze scenariusz specjalnie dla niej. Kill Bill,
podobnie jak Pulp Fiction wcześniej, zanurkował bardzo głęboko w świadomości
popkultury, odnosząc się do niej oraz czerpiąc z niej pełnymi garściami. Po raz
kolejny mieliśmy do czynienia ze zmienianą chronologią wydarzeń, a także
zupełnie nowym rodzaje montażu i cięcia specjalnie na potrzeby filmu. W środku
pierwszej części znajduje się długi fragment anime przedstawiający historię
jednej z bohaterek, którego umieszczenie w pełnometrażowej zachodniej produkcji
można uznać za wyjątkowo kontrowersyjne.
Do tworzenia muzyki do obrazu został zaangażowany Ennio Morricone po raz kolejny pokazując sentyment Quentina do klasycznego nurtu kina (to oczywisty hołd dla gatunku filmów samurajskich/westernów, które pomimo powstawania w dwóch różnych kulturach miały miejscami bardzo podobne cechy). Najciekawszym zabiegiem jednak jest podzielenie filmu na dwie części. W większości takich wypadków w dzisiejszym kinie czuję się oszukiwany przez twórców (oczywistym jest że, przecież już Tolkien chciał, żeby Hobbit był trylogią, tylko nie zdążył sam tego podzielić podobno), ale u Tarantino wygląda to zupełnie inaczej. Po pierwsze oba filmu są poniekąd całością opowiadając jedną historię, ale pod kątem wykonania każdy z nich stanowi osobne dzieło pod względem tempa prowadzenia akcji, montaży czy choćby różnego nacisku na proporcję scen akcji do dialogów. Dzięki temu doświadczamy dwóch zupełnie innych obrazów, jednak dzięki temu jesteśmy w stanie wyobrazić sobie historię z różnych punktów widzenia, z których jeden skupia się na szybko ciętych sekwencjach akcji i bezwzględnej opowieści o zemście, a drugi na retrospekcjach oraz bardziej szczegółowym portretowaniu postaci występujących w filmie. Oczywiście trzeba wspomnieć o obrazach do których nawiązuje w Kill Billu wizualnie lub fabularnie Tarantino; a są to między innymi tak klasyczne pozycje jak Gra Śmierci czy Lady Snowblood pokazujące głębszą fascynację autora azjatyckim kinem.
Do tworzenia muzyki do obrazu został zaangażowany Ennio Morricone po raz kolejny pokazując sentyment Quentina do klasycznego nurtu kina (to oczywisty hołd dla gatunku filmów samurajskich/westernów, które pomimo powstawania w dwóch różnych kulturach miały miejscami bardzo podobne cechy). Najciekawszym zabiegiem jednak jest podzielenie filmu na dwie części. W większości takich wypadków w dzisiejszym kinie czuję się oszukiwany przez twórców (oczywistym jest że, przecież już Tolkien chciał, żeby Hobbit był trylogią, tylko nie zdążył sam tego podzielić podobno), ale u Tarantino wygląda to zupełnie inaczej. Po pierwsze oba filmu są poniekąd całością opowiadając jedną historię, ale pod kątem wykonania każdy z nich stanowi osobne dzieło pod względem tempa prowadzenia akcji, montaży czy choćby różnego nacisku na proporcję scen akcji do dialogów. Dzięki temu doświadczamy dwóch zupełnie innych obrazów, jednak dzięki temu jesteśmy w stanie wyobrazić sobie historię z różnych punktów widzenia, z których jeden skupia się na szybko ciętych sekwencjach akcji i bezwzględnej opowieści o zemście, a drugi na retrospekcjach oraz bardziej szczegółowym portretowaniu postaci występujących w filmie. Oczywiście trzeba wspomnieć o obrazach do których nawiązuje w Kill Billu wizualnie lub fabularnie Tarantino; a są to między innymi tak klasyczne pozycje jak Gra Śmierci czy Lady Snowblood pokazujące głębszą fascynację autora azjatyckim kinem.
Każdy z wymienionych filmów jest
mi wyjątkowo bliski i stanowi ważne wydarzenie w mojej przygodzie z kinem. Jest
to o tyle ciekawe, że Quentin Tarantino jako jeden z pierwszych reżyserów
pokazał mi, że popkultura może się przeglądać w lustrze podziwiając oraz
wykorzystując swoje własne odbicie. Zrozumiałem też, dlaczego nie zawsze
poważny sposób przekazu może opowiadać wyjątkowo poważną i szokującą historię.
Takie jest kino, taka jest popkultura, a Quentin wydaje się być czasem tylko
obserwatorem korzystającym z cytatów kultury popularnej, komentującym w ten sposób
przyszłość i przeszłość przemysłu filmowego. Ze względu, że wybór filmów do
artykułu był całkowicie subiektywny uważam, że należy wspomnieć jeszcze o
takich dziełach Tarantino jak Deathproof czy Inglorious Bastards, które ze
względu na romans z kinem typu grindhouse mają nieco inny klimat niż początkowe
filmy Quentina Tarantino, jednak da się w nich znaleźć osobliwy styl ich twórcy już po
kilkudziesięciu sekundach. Odnośnie Hateful Eight, to jestem pełen optymizmu i
jak zwykle mam nadzieję, że jeden z moich ulubionych reżyserów dostarczy film
na podobnym poziomie co wcześniejsze. Czyli: zajebisty.
Jeszcze jedno - obleśna reklama: polub nasz profil na facebooku (klik). |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
masz ochotę coś napisać? napisz.