poniedziałek, 10 sierpnia 2015

ReLive the past to survive the future – Przeszłość i przyszłość Metal Gear Solid/Konami


ReLive the past to survive the future – Przeszłość i przyszłość Metal Gear Solid/Konami



Metal Gear Solid to jeden z tematów, których unikam dopóki mogę, bo zawsze mam wrażenie, że nigdy nie jestem wystarczająco przygotowany. Od ponad dziesięciu lat jestem wiernym widzem wszystkiego co Kojima pokazuje w swoich grach. Tak, bez wątpienia wolę siebie określić jako widza, a  osoby, którym jest bliska seria MGS wiedzą w tym momencie dokładnie o co mi chodzi.

To może być ostatni raz, kiedy zasalutujemy Big Bossowi
Nadchodząca wielkimi krokami premiera Metal Gear Solid V: Phantom Pain napawa mnie, jako wieloletniego fana serii, lekkim niepokojem. To tak trochę jak wtedy, kiedy usiadłem do obejrzenia ostatniego filmu Miyazakiego jaki mi został – nie mogłem określić, czy byłem bardziej smutny czy zadowolony, ze względu na to, że skończyłem przygodę w życiu z pewnym rodzajem doświadczenia, które, jasne, mogę powtarzać, ale nie przeżyję go już na nowo. W przypadku Phantom Pain mam podobne uczucia, tylko ze względu na sytuację w Konami smutek i niepokój przeważają w tym wypadku. Chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że nie prowadzę bloga z celem opisywania newsów – może pojawić się coś w rodzaju podsumowania tygodnia, jednak same nowości nie są koniecznie celem istnienia tej strony. Wobec tego staram się nie pisać tekstów, które czerpią bardzo dużo z aktualnych newsów, ale sytuacja w Konami jest co najmniej dziwna i po paru najbliższych miesiącach może wrócę do tych słów z wiedzą na temat tego co naprawdę się stało. Otóż większość z was prawdopodobnie wie, że Konami zmaga się z falą problemów wewnętrznych, która zdaje się zaczęła się w momencie prac nad PT, a przybrała kolosalne rozmiary w ciągu ostatnich paru miesięcy przed premierą Phantom Pain. Doszło do bardzo ostrego konfliktu między firmą, a jej pracownikami, i to na różnych szczeblach – przede wszystkim głośno jest o Hideo Kojimie i rozwiązaniu Kojima Productions, ale słychać też głosy zwykłych pracowników, którzy są podobno traktowani bardzo źle. To wszystko zbiega się w czasie z ogromnym osłabieniem wydawniczym japońskiej firmy od kilku miesięcy i niezdolności do konkurowania na zmieniającym się rynku (także gier japońskich; sukces Namco-Bandai i rewitalizacja japońskiego devu: min. From Software), do którego problemy wewnętrzne mogą się okazać ostatnim gwoździem do trumny. 


Jak wiele ze Snake Eatera zostało w Jacku?
Kiedy Konami wydawało Metal Gear Solid 3 w 2004 roku było w znacznie lepszej pozycji, jednak da się dostrzec elementy wskazujące, że już wtedy musiało zacięcie walczyć o rynek, radząc sobie na dwóch ekstremalnie trudnych płaszczyznach – grach akcji i grach sportowych. Z jednej strony wszechogarniający sukces zachodnich developerów gier akcji opanował branżę, pod przewodnictwem Rockstar z ich złotym dzieckiem: GTA, a z kolei na rynku gier sportowych EA Games próbowało odzyskać dawną popularność FIFY walcząc agresywnie ze znakomitym, ale nie bardzo postępowym Pro Evolution Soccer. Wobec tego jeden z pierwszych trailerów Metal Gear Solid 3: Snake Eater zawierał delikatne nawiązanie między innymi do serii GTA; na koniec zapowiedzi została wpleciona scenka w której żołnierz, któremu Snake próbuje ukraść motor, mówi – „to nie Vice City, to dżungla”. I tak przez parę lat Konami przewalczyło swoją walkę w dżungli, często co odsłonę ogłaszając, że Kojima odchodzi (pamiętne no place for Hideo przed MGS4) lub, że ostatecznie kończą cykl Metal Gear. Trudno było w to do tej pory wierzyć w takie zapowiedzi, ze względu na uwielbienie Hideo Kojimy do kontrowersyjnych akcji promocyjnych dla jego gier, jednak tym razem jak wcześniej wspomniałem są powody, by przypuszczać, że całe Konami jest tym razem w głębokim kryzysie i premiera Phantom Pain to dla nich być albo nie być. Jeśli gra osiągnie sukces komercyjny i merytoryczny w skali takiej jak Snake Eater firma być może przeżyje, jednak jeśli nawet Metal Gear Solid nie uratuje kompanii to być może nie ma już dla niej ratunku. Słowa te zweryfikuje oczywiście czas i sam z ciekawością zajrzę do tego posta za parę miesięcy, by przekonać się jak się potoczyła dalsza historia.



Nieoczekiwane przymierza to firmowy znak serii
Artykuł miał być o serii Metal Gear, a wyszła analiza wydawnictwa Konami opierająca się na dwóch moim zdaniem kluczowych momentach w historii firmy. W 2004 roku firma odpowiadająca za gry ze Snejkiem wyszła z nieciekawej (ale jednak nie aż tak, jak teraz) sytuacji obronną ręką, wydając najlepszego Metal Geara w historii, po tym jak zaufanie fanów zostało nadszarpnięte kontrowersyjną częścią drugą. W tym celu Hideo Kojima cofnął się do początków serii i zaserwował odbiorcom prequel, który podręcznikowo pokazał do czego służy tworzenie części chronologicznie wcześniejszych: trzeba przeżyć przeszłość na nowo, aby przetrwać w przyszłości. Tym razem Konami po raz kolejny wydaje prequel po poprzedniej dużej odsłonie, która nie zdobyła aż takiej popularności jak poprzednie (Metal Gear Solid 4 anyone?), na dodatek jeszcze wracając po raz kolejny do samych korzeni serii Kojima podejmuje po raz kolejny temat (już niemal kompletnej i wyjątkowo brutalnej) transformacji Jacka/Snake’a w Big Bossa. Czy coś może się nie udać? Owszem, jednak ja trzymam kciuki, aby wszystko zagrało perfekcyjnie, bo w gry Konami gram już kilkanaście lat i mimo ich różnej jakości, jestem do nich przywiązany. Oczywiście nie wiąże się to z tym, że oczekuje kolejnej części MGS po Phantom Pain – uważam, że każda legenda musi kiedyś umrzeć, a sam Hideo słusznie zapowiada to już od dobrych kilku lat.

Źródło: Konami




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

masz ochotę coś napisać? napisz.

Obserwatorzy